7/13/2011

Pan Maluśkiewicz i wieloryb

Dzisiaj posłuchajmy wielce interesującej opowieści o tym, jak dzielny Pan Maluśkiewicz postanowił wyruszyć na morze w celu ujrzenia wieloryba.
Historię ową napisał dla was wspaniały polski poeta Julian Tuwim.

Zanim zapoznacie się z historią o dzielnym Panu Maluśkiewiczu, to Leśny Skrzat zaprezentuje wam kilka fotografii, przedstawiających prawdziwe wieloryby, które są największymi ssakami na ziemi.
Wieloryb pomimo tego, iż żyje w oceanie, to nie jest rybą, a jest ssakiem, tak jak i człowiek, a to oznacza, że mały wielorybek karmiony jest przez mamę wielorybową mlekiem.
Każdy z nas gdy był malutki, to był karmiony mleczkiem swojej mamusi.


Tak wygląda wieloryb w swoim naturalnym środowisku, czyli w niezmierzonych wodach oceanu



Na tej fotografii doskonale widać młodego wieloryba ze swoja mamą.



Na tym zdjęciu również możemy przyjrzeć się małemu wielorybowi i jego mamie.




Wieloryby oddychają powietrzem jak ludzie i dlatego można często je spotkać w miejscach gdzie zamieszkują na powierzchni wody, kiedy to uzupełniają zapas powietrza.



Pomimo tego, że wieloryb jest olbrzymim zwierzęciem, to potrafi on wyrzucić swoje całe ciało nad powierzchnię wody, a świadczy to o tym, że wieloryby, tak jak i ludzie, lubią się czasem pobawić, bowiem te ich wyskoki, to nic innego jak zabawa właśnie.


Kiedy już poznaliśmy wspaniałego wieloryba, to czas moi drodzy, zapoznać sie z naszym dzielnym Panem Maluśkiewiczem, który w swojej wspaniałej łodzi z łupinki od orzecha, postanowił z bliska przyjrzeć sie wielorybowi.
Oto nasz bohater:



Prawda, że wspaniały?

Ileż to odwagi musiał mieć w sobie Pan Maluśkiewicz, ażeby w takiej małej łódeczce odbyć tak wielce niebezpieczna wyprawę.
Jedak czytając historię o przygodach tego zucha, dowiemy się, że wszystko zakończyło się pomyślnie.

Oto opowieść:


PAN MALUŚKIEWICZ I WIELORYB


Był sobie pan Maluśkiewicz
Najmniejszy na świecie chyba.
Wszystko już poznał i widział
Z wyjątkiem wieloryba.

Pan Maluśkiewicz był - tyci,
Tyciuśki jak ziarnko kawy,
A oprócz tego podróżnik,
A oprócz tego ciekawy.

Więc nie można się dziwić,
Że ujrzeć chciał wieloryba,
Bo wieloryb jest przeogromny,
Największy w świecie chyba.

Pan Maluśkiewicz wesoły,
Że mu się podróż uśmiecha,
Zrobił sobie z początku
Łódkę z łupinki orzecha.

A żeby miękko mu było,
Dno łódki watą posłał,
Potem z jednej zapałki
Wystrugał cztery wiosła.

Zabrał worek z jedzeniem,
Namiot i wina beczkę,
Rower i różne narzędzia -
Wszystko na tę łódeczkę.

Gramofon, radio, armatę,
Strzelbę, nabojów skrzynkę,
Futro, ubrania, bieliznę -
Wszystko na tę łupinkę.

Bo wszystko było malusie,
Tyriuchne, tyciutymeczkie,
Bo przecież sam Maluśkiewicz
Był tyciuteńkim człowieczkiem.

Wziął łódeczkę pod pachę,
Wsiadł w samolot motyli
I powiedział: - Do Gdyni! -
Po godzinie - już byli.

Zameldował się w porcie
U pana kapitana:
- Czy jest miejsce na morzu?
- Wystarczy, proszę pana! -

Więc się pan Maluśkiewicz
Zaraz puścił na fale.
Płynie sobie i płynie
Coraz dalej i dalej.

Morze ciche, spokojne
I gładziutkie jak szyba,
Ale jakoś nie widać,
Nie widać wieloryba.

Wiosłuje jednym wiosłem,
Dwoma, trzema, czterema...
Już dwa tygodnie płynie,
A wieloryba nie ma.

Wola: - Cip-cip, wielorybku!
Gdzie ty jesteś, rybeńko?
Pokaż mi się choć tylko
Tyciutko, tyciuteńko... -

Już dwa miesiące płynie,
A wieloryba nie ma,
Aż się zmęczył biedaczek
I coraz częściej drzemał.

O, z jaką by się rozkoszą
Na lądzie wreszcie wyspał!
Aż któregoś dnia patrzy,
A przed nim jakaś wyspa.

Wziął łódeczkę pod pachę,
Wszedł na wyspę bezludną -
"Odpocznę - myśli - i wrócę!
Jak go nie ma, to trudno."

Pojeździł sobie po wyspie
Rowerem na wszystkie strony,
Trzy dni był w tej podróży
I wrócił bardzo zmęczony.

Nastawił sobie gramofon,
Popił, potańczył, pośpiewał,
Zabił komara z armaty
I chce spać, bo już ziewał.

Trzeba namiot ustawić,
Zabiera się do dzieła,
Wbija gwoździe do ziemi -
Nagle... wyspa... kichnęła!!!

Kichnęła i tak ryknęła:
- A to znów sprawka czyja?
Jaki to śmiałek gwoździe
W nos wieloryba wbija?!

- Wieloryb?! - (Pan Maluśkiewicz
Tak się na cały głos drze.)
- Nie wieloryb, głuptasie,
Lecz jego lewe nozdrze.

Pod wodą jestem, rozumiesz?
Ciesz się, żeś cało uszedł!
- A wyspa? - Jaka znów wyspa?
To mego nosa koniuszek! -

Zatrząsł się pan Maluśkiewicz!
- Kto mnie tu znowu łechce?
- Nie łechcę, tylko się trzęsę
I już cię widzieć nie chcę! -

Wziął łupinkę pod pachę,
Zaraz do morza się rzucił,
Szybko popłynął do Gdyni
I do Warszawy powrócił.

Teraz, gdy kto go zapyta,
Czy widział już wieloryba,
Nosa do góry zadziera
I odpowiada: - No chyba... 



(Julian Tuwim)






Jeżeli któreś z was wykaże ochotę posłuchania historii Pana Maluśkiewicza, którą we wspaniały sposób przytoczy wam znakomity polski aktor pan Piotr Fronczewski, to wystarczy kliknąć poniżej w strzałeczkę.








7/10/2011

Baśń o dzielnym ołowianym żołnierzyku - Hans Christian Andersen

Dzisiaj przytoczę wam wspaniała baśń autorstwa samego Hansa Christiana Andersena, który to był wielkim i wspaniałym bajkopisarzem.
Kiedyś Leśny Skrzat opowie wam drogie dzieci i o tej wspaniałej postaci, ale dzisiaj, ograniczę się jedynie do bajki o ołowianym żołnierzyku i małej tancerce.
Posłuchajcie:

DZIELNY OŁOWIANY ŻOŁNIERZ


             Było sobie pewnego razu dwudziestu pięciu ołowianych żołnierzy, a wszyscy oni  byli braćmi, bo wszyscy urodzili się z jednej starej łyżki. 
Swoją broń owi mali żołnierze trzymali na ramieniu, a głowy sztywno.
Mundury ich były  wspaniałe, czerwone i niebieskie.
- Ołowiane żołnierzyki - to były pierwsze słowa, które doszły do ich uszu, gdy otworzyła się pokrywka pudełka, w którym leżały. 
Tak zawołał pewien mały chłopczyk, klaszcząc przy tym w ręce, dostał on bowiem żołnierzy w dniu swych urodzin i właśnie ustawił ich na stole. 
Żołnierze byli zupełnie podobni do siebie i tylko jeden, jedyny był trochę inny, gdyż miał tylko jedną nogę, a to dlatego, iż  ulano go na końcu i po prostu nie wystarczyło już ołowiu. 
Pomimo to, stał tak samo pewnie na jednej nodze jak inni jego kompani na dwóch i właśnie ten żołnierz bez nogi wyróżniał się najbardziej.

Na stole, gdzie ustawiono żołnierzy, stało dużo innych zabawek, ale najbardziej rzucał się w oczy śliczny papierowy zamek, przez którego maleńkie okienka można było zajrzeć do środka. Przed zamkiem stały małe drzewa naokoło małego lusterka, które miało imitować  jezioro.
Łabędzie z wosku pływały po tym lustrzanym jeziorze i odbijały się w jego tafli. 
Wszystko to było prześliczne, ale najpiękniejsza była maleńka panienka, stojąca pośrodku otwartej bramy zamkowej. 
Była tak samo wycięta z papieru, ale miała suknię z białego tiulu, a niebieska wstążeczka, spięta na ramieniu, tworzyła szal, ozdobiony złotymi cekinami, tak dużymi jak cała jej twarzyczka. 

Panienka miała obie ręce wyciągnięte przed siebie, gdyż była tancerką. 
Jedną nóżkę podniosła wysoko w górę, a żołnierz nie dostrzegłszy jej wcale myślał, że podobnie jak on miała owa prześliczna tancerka tylko jedną nogę.

-To byłaby w sam raz żona dla mnie! - pomyślał żołnierz. 
- Ale jest tak wytworna, mieszka w zamku, a ja posiadam tylko jedno pudełko, i to wspólnie z dwudziestu pięciu towarzyszami i chyba  nie jest to miejsce dla niej! Muszę się jednak z nią zaznajomić! 
Potem położył się za tabakierą stojącą na stole, gdyż stamtąd mógł dobrze obejrzeć uroczą, maleńką damę, która wciąż, nie tracąc równowagi, stała na jednej nóżce.

Kiedy nadszedł wieczór, żołnierze wrócili do pudełka, a wszyscy ludzie w domu poszli spać. Teraz zabawki zaczęły się bawić w najrozmaitsze zabawy:  
w gości w, wojnę i w bal. 
Żołnierze brzęczeli w pudełku, bo chcieli się też zabawić, ale nie mogli podnieść pokrywki, która okazywała się być dla nich zbyt ciężka. 
Podczas gdy dzielni żołnierze pozostawali uwięzieni w pudełku, to dziadek do orzechów zaczął fikać koziołki.
Przy tych nocnych harcach powstał taki hałas, że kanarek obudził się i zaczął mówić wierszem.  

Jedynie ołowiany żołnierz i mała tancerka nie poruszali się ze swych miejsc.
Ona stała na palcach jednej nóżki, z rękami wyciągniętymi przed siebie, podczas gdy on stał na swojej jednej nodze i ani na chwilę nie odrywał od niej oczu.

Dwunasta godzina wybiła na zegarze i  nagle trach, odskoczyła pokrywka tabakierki, ale w środku nie było tabaki, tylko maleńki, czarny diabełek. 
Była to prawdziwie czarodziejska sztuczka.
- Żołnierzu! - powiedział diabełek. - Czy nie chciałbyś lepiej zachować oczu dla siebie!
Ale żołnierz udawał, że nie słyszy.
- Porachujemy się jutro - powiedział diabełek.
Nazajutrz rano, kiedy dzieci wstały, postawiono żołnierza na oknie i nie wiadomo, czy diabełek to sprawił, czy przeciąg, dość, że nagle okno otworzyło się i żołnierz spadł głową na dół z trzeciego piętra. 
Był to straszliwy upadek! 
Żołnierz podniósł w górę nogę i stanął na czapce, a bagnet jego utkwił pomiędzy brukowymi kamieniami. 
Służąca i chłopczyk zaraz zeszli, by go odszukać, ale mimo że ledwie na niego nie nadepnęli, nie mogli go dojrzeć. 
Gdyby żołnierz zawołał: 
-Tu jestem!- znaleźliby go z pewnością, ale nie uważał za stosowne krzyczeć, był przecież w mundurze.

Zaczął padać deszcz, krople były coraz gęstsze, prawdziwa ulewa! 
Kiedy przestało padać, przyszło dwóch chłopców.
- Patrz no! - powiedział jeden - tam leży ołowiany żołnierz! Niech się przejedzie łódką.
Zrobili więc z gazety łódkę, umieścili w niej żołnierza i puścili z biegiem rynsztoka. 


Obaj chłopcy lecieli obok i klaskali w ręce. 
Na Boga, jakie wielkie fale były w rynsztoku! 
Papierowa łódka kołysała się w górę i w dół, to znów obracała się w kółko, tak że w żołnierzyku zamierało serce, ale nie pokazał tego po sobie, pozostał niewzruszony, patrząc prosto przed siebie i broń trzymając na ramieniu.
Nagle łódka wpłynęła pod długą kładkę i zrobiło się ciemno jak w pudełku.
-Dokąd płynę?, myślał żołnierz.
- Tak, na pewno to przez tego diabełka! Ach, gdyby tu przy mnie w łodzi była ta panienka z zamku, nic bym sobie nie robił z ciemności, nawet gdyby one były dwa razy większe. Wtem pojawił się olbrzymi szczur wodny, który mieszkał pod kładką przebiegająca nad rynsztokiem.






- Czy masz paszport?, spytał szczur.

- Pokaż mi zaraz twój paszport, ale żołnierz milczał i tylko mocniej trzymał broń. 
Łódź pomknęła prędzej, a szczur za nią. 
Uch! Jakże zgrzytał zębami i jak głośno wołał do płynących słomek i drewienek:
- Trzymać go! Trzymać! Nie zapłacił cła! Nie pokazał swojego paszportu!
Ale prąd był coraz silniejszy i żołnierz tam gdzie się kończyła kładka, widział już światło dnia, a jednocześnie słyszał jakiś złowrogi szum, który mógłby przerazić najodważniejszego człowieka. Tam, gdzie kończyła się deska, spływała z szumem woda do kanału, co byłoby dla żołnierzyka tak niebezpieczne jak dla nas spłynięcie łodzią do olbrzymiego wodospadu.
Zbliżył się teraz tak bardzo, że nie mógł się już zatrzymać. 
Łódka rwała naprzód, a biedny żołnierzyk trzymał się sztywno. 
Nikt nie mógł powiedzieć, że miał strach w oczach. 
Łódka przechyliła się na bok i nabierała po brzegi wody, tak że musiała zatonąć. 
Żołnierz stał po szyję w wodzie, a łódka zagłębiała się coraz więcej i więcej i coraz bardziej rozmiękał papier, woda zaczęła już zalewać głowę żołnierzowi i wtedy pomyślał sobie o małej, ślicznej tancerce, której nie miał już nigdy zobaczyć, a w uszach zabrzmiały mu słowa:
-Naprzód, naprzód, w bój, żołnierzu!
-Naprzód, aż do śmierci!
Papier rozpadł się, a żołnierz pogrążył się w wodzie i w tej samej chwili połknęła go wielka ryba.
Jakże ciemno było w jej wnętrzu! 
Jeszcze straszniej niż pod kładką rynsztoka! I tak ciasno! 
Jednak żołnierz był niewzruszony i leżał trzymając broń na ramieniu.  




Ryba pływała i robiła najdziwniejsze podskoki, aż wreszcie uspokoiła się. 
Żołnierzowi wydawało się, że oświetliła go jakaś nagła błyskawica. 
Stało się zupełnie jasno i ktoś krzyknął głośno: 
-Ołowiany żołnierz! 

Rybę schwytano, sprzedano na targu, wzięto ją do kuchni, gdzie kucharka przekroiła ją dużym nożem. 
Schwyciła żołnierza w dwa palce i zaniosła do pokoju, gdzie wszyscy chcieli obejrzeć tę dziwną istotę podróżującą w brzuchu ryby, ale żołnierz nie był z tego dumny. 
Postawiono go na stole i okazało się, że  jakież dziwne rzeczy zdarzają się na świecie, bo oto żołnierz znajdował się w tym samym pokoju w którym był niegdyś, zanim nieszczęśliwie wypadł przez okno. 
Widział te same dzieci i te same zabawki stojące na stole. 
Widział prześliczny zamek z maleńką, uroczą tancerką, która stała wciąż jeszcze na jednej nóżce, a drugą wznosiła wysoko w górę i ona również się nie zmieniła. 
To właśnie wzruszyło żołnierzyka i o mało co nie rozpłakał się ołowianymi łzami, ale to nie wypadało, wszak był on dzielnym żołnierzem. 
Patrzył tylko na nią i ona patrzyła na niego, ale nie mówili nic do siebie.
Wówczas jeden z chłopców schwycił żołnierza i nie mówiąc dlaczego właściwie to robi, rzucił go wprost do pieca i była to na zapewne wina diabełka z tabakierki.

Żołnierz stał w jasnym blasku płomienia i było mu niesłychanie gorąco, ale nie wiedział, czy pali go zwykły ogień, czy też ogień miłości. 
Stracił swoje kolory, ale czy stało się to w czasie wędrówki, czy też z powodu zmartwienia, tego nikt nie mógł powiedzieć.

Patrzył na maleńką panienkę i ona patrzyła na niego. 
Czuł, że topnieje, lecz wciąż jeszcze stał dzielnie i trzymał broń na ramieniu.

Nagle ktoś otworzył drzwi. 
Wiatr porwał małą tancerkę i pofrunęła jak sylfida wprost do pieca, do ołowianego żołnierza. Błysnęła płomieniem i już było po niej. 
Żołnierz roztopił się na bezkształtną masę i kiedy nazajutrz służąca wygarniała popiół, znalazła go w postaci maleńkiego, ołowianego serduszka. 
Z tancerki zaś pozostały jedynie cekinki, a i te poczerniały na węgiel.




Anioł Stróż

                                 W niebie, na ziemi oraz w całym wszechświecie istnieje bardzo dużo aniołów. Wszystkie one maja do wypełnienia poszczególne zadania, które wyznaczył im sam Pan Bóg.
Każde dziecko na ziemi ma swojego osobistego anioła, który opiekuje się nim od momentu poczęcia, czyli od tego momentu, kiedy pojawiliśmy się w brzuszku swojej mamusi.

Ale właśnie.

Wszyscy dorośli byli również dziećmi, prawda?

                 Nasza mamusia, nasz tatuś, a także babcia i dziadziuś również kiedyś byli dziećmi i również dla nich przez Pana Boga został wyznaczony anioł.
Ten anioł, który towarzyszy nam wszystkim od momentu poczęcia właśnie, aż do końca naszego ziemskiego życia, to Anioł Stróż.




Ten nasz Anioł Stróż, to taki rycerz, 
który ma za zadanie strzec nas dzielnie przed niebezpieczeństwem
 i wszelkiego rodzaju zagrożeniem.

Ażeby mógł nas chronić zawsze nasz Anioł Stróż, to musimy się do niego codziennie modlić, bowiem są też inne anioły, którym bardzo zależy na tym, ażeby nasz Anioł Stróż nie słyszał naszej prośby o pomoc i będą te złe anioły namawiały nas do tego, ażeby się nie modlić do Anioła Stróża.
My jednak bardzo potrzebujemy wsparcia i opieki naszego kochanego Anioła Stróża i dlatego codziennie módlmy się do niego o pomoc, a wówczas będzie on nas strzegł przed wszelkim złem i sprawi, że gdy zło nas nie dosięgnie, będziemy zawsze uśmiechnięci, co będzie bardzo cieszyć Pana Boga, który nas wszystkich tak bardzo kocha.

Pamiętajmy o tym, że jeżeli będziemy tylko bardzo chcieli i będziemy się zawsze modlić do naszego Anioła Stróża, to ten zawsze będzie przy nas i zawsze będzie gotowy nas chronić przed wszelkim złem.


Nie zapomnijmy więc zawsze przed snem odezwać się do naszego Anioła Stróża tymi oto słowy:


Aniele Boży, stróżu mój, Ty zawsze przy mnie stój. Rano, wieczór, we dnie, w nocy Bądź mi zawsze ku pomocy, Strzeż duszy, ciała mego, zaprowadź mnie do żywota wiecznego. Amen.




modlące się dziecko



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...